Wypić Porto w Porto

Zapis z mojej wycieczki do Porto w 2013 roku.

Czy może być coś wspanialszego niż degustować 25-letnie Porto w mieście Porto.

Porto żyje w cieniu Lizbony, mimo że to drugie co do wielkości masto Portugalii. Istnieje nawet powiedzenie - "Porto pracuje, Lizbona się bawi".

Moją dwudniową przygodę z tym miastem zacząłem od lotniska, które podobno przyjmuje rocznie ok. 4 milionów pasażerów. Zaiste wspaniały wynik jak na takie małe miasto na warunki europejskie, biorąc pod uwagę, że nie jest otoczone przez ogromne kombinaty turystyczne jak dzieje się to na południu Portugalii (Faro). Do centrum można dostać się metrem. Tak, to nie pomyłka Porto ma metro, zresztą trudno nie chwalić całego rozwiązania komunikacyjnego szczególnej dużej ilości lokalnych kolejowych połączeń, z autobusami podobno jest podobnie, ale nie miałem okazji się przekonać na własnej skórze.


Porto usadowione jest na wzgórzach, co dodaje jeszcze większego uroku. Każdy kto miał okazję być na południu Europy, wie że nie ma nic bardziej urokliwego niż wąskie uliczki, w cieniu których można się schować przed nadmiernie grzejącym słońcem.


Celem jest zwiedzanie, podziwianie architektury, życia miasta, ale podążamy w stronę rzeki Douro, aby przekroczyć ją lub jak kto woli przejechać tramwajem po dwupoziomowym moście Don Luis, bo naszym celem, czy chcemy czy nie i tak staną gorzelnie, które można odwiedzać i testować. Nie jeden już turysta po takim ciągłym zwiedzaniu kończył dzień bardzo zmęczony. Smakowanie, może być zgubne więc trzeba się mieć na baczności, aby trafić bez problemu do miejsca naszego noclegu.


W Porto zaskoczyła mnie ich dieta - jak na południe jedzą bardzo ciężko, ale to przecież "północ" więc jakże mogło by być inaczej. Specjałem są tutaj flaczki, na które nie dałem się zachęcić, ale sardynki są wspaniałe prosto z grilla, który często restaurator ma na ulicy (miejscowy sanepid nie robi z tego problemu), dorsz też jest wyśmienity z ziemniakami i podsmażaną cebulą w sosie pomidorowym, ale prawdziwa bomba kaloryczna to grzanka "francesinha" (po portugalsku znaczy to francuzeczka), może ona spełniać funkcje podobną do "english breakfast". Jest to grzanka z szynką i kotletem, która dodatkowo została usmażona w żółtym serze, podawana z frytkami, a najlepiej popić ją piwem.

Miasto Porto nie musi być jedynym celem naszej wycieczki, można też potraktować je ze względu na doskonałe połączenia komunikacyjne, jako bazę wypadową do zwiedzenia północnej Portugalii, w której jest wciąż wiele interesujących historycznych miast, oraz wspaniała dzika przyroda.

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Reakcja Irlandczyków na Powstanie Styczniowe.

Kino wojenne z Korei Południowej